Pisanie to pryszcz

Powyższe zdanie będzie powtarzał każdy autor, który etap napisania pierwszej wersji tekstu ma już dawno za sobą.

Z początku wydawało mi się to bzdurą. Nie, nie z samego początku pisania konkretnego tekstu. Na samym początku to jest etap: “Jaram się jak flota Stannisa, mam taki ekstra pomysł na tekst!”. Przy krótkich opowieściach stan upojenia kreatywnością szczęśliwie utrzymuje się do ostatniej kropki, ale w przypadku dłuższych, gdy opadnie pierwsza fala entuzjazmu przychodzi do ciebie zwątpienie, a czasem ordynarna blokada twórcza. Żeby sobie z nimi poradzić, trzeba się do napisania dłuższego tekstu przygotować, ale to temat na inny wpis. W każdym razie, jak się pisarzu nie przygotujesz, to swoje przecierpisz, żeby postawić finalną kropkę.

Stawiasz ją w końcu, udało się. Tam gdzieś na horyzoncie widzisz już brzeg i kres podróży. Teraz to tylko kontrakt z wydawcą i spotkania autorskie w Empiku. Ta. Chciałabym. Cytując: “Nic bardziej mylnego”, bo dopiero teraz zaczyna się praca. Bo taki tekst trzeba poprawić. W końcu twórczy umysł nie zawsze wypluwa koncepcje w sposób logiczny. Gramatyka? Ortografia? To dla plebsu!

W manuskrypcie panoszą się więc literówki, błędy i co gorsza, skróty myślowe, które w trakcie pisania miały największy sens. Teraz, drogi pisarzu, rwiesz sobie włosy z głowy, próbując rozgryźć “Co autor miał na myśli?”. Dobrze, że gdy piszesz na komputerze, to nie musisz rozgryzać własnego charakteru pisma (oddam dysgrafię, za darmo, dorzucę do niej dysleksję), ale tu dochodzą nowe atrakcje w postaci autokorekty – już wiesz, że następnym razem przy pisaniu wyłączysz w edytorze sprawdzanie i, o zgrozo, poprawianie błędów.

Ale powiedzmy, że rozwiniesz wszystkie te zdania, poprawisz literówki ze słownikiem, który wdzięczy się do ciebie w edytorze na czerwono, w rozszerzonych wersjach też na zielono. To co? Można już słać?

I tu nadchodzi moment, żeby odpowiedzieć “sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie”: Czy ten tekst ma sens?

A o czym on w ogóle jest? Nie pamiętasz już. To dobrze. Ja mam bardzo krótką pamięć, a to pomaga. Teraz możesz swoje dzieło z czystym sumieniem przeczytać i ocenić. I poprawić jeszcze raz – tym razem błędy merytoryczne. Bo to, że bohaterka ma na początku na imię Alina, a pod koniec Justyna, jeśli twoja fabuła nie zakłada zmiany tożsamości, jest błędem. Ale to, że twój lekarz w pierwszym rozdziale dopiero zaczyna pracę, w sumie to jeszcze siedzi na stażu po studiach, a w drugim rozwiązuje przypadki niczym dr. House już mocno nie gra – chyba, że naprawdę masz super pomysł jak to umotywować. To, że w twoim kryminale ofiarą była kobieta, a potem okazało się, że zmieniła płeć post mortem – i nie był to zamierzony przez ciebie zwrot akcji, też nie gra. A w ogóle to powieść nie może kłamać, o! – no, nie do końca, ale powiedzmy, że na początku nie powinna.

Więc siedzisz, wyłapujesz takie błędy. A potem dostrzegasz coraz więcej szczegółów i drobiazgów. W połowie poprawek stwierdzasz, że jednak nie chcesz opowiadać o tym starym detektywie, bo lepszą historię ma do opowiedzenia jego asystentka.

Gdzieś między trzecią a dziesiątą wersją tekstu masz dość. Bo znowu wracają skróty myślowe i literówki. Bo znowu powtarzają się błędy. I w ogóle, po co ja to wszystko piszę? Chcesz rzucić pisanie (jakie pisanie? chyba raczej “prze-pisywanie”) w cholerę. Rzucasz. Niech inni oddają dusze literom.

A ono wraca. Męczy. Wierci ci dziurę w brzuchu. I pękasz. Siadasz drogi niewolniku znowu i wracasz do pracy.

Pisanie to pryszcz. Napisanie dobrego tekstu to kawał cholernie ciężkiej orki.


K.A.K-C

10 thoughts on “Pisanie to pryszcz

  1. Żeby wszyscy autorzy książek tak myśleli, książki czytałoby się o wiele przyjemniej. Niestety wiele osób myśli, że korekta kończy się na poprawieniu błędów ortograficznych i literówek 🙁

  2. Zdecydowanie się zgadzam! Dla mnie napisanie DOBREGO tekstu na bloga to wyzwanie .. a co dopiero napisanie treściwej i godnej uwagi książki .. 😉

  3. Zastanawiam się, czy Balzac miał podobne dylematy… Tak ,czy inaczej wolę czytać, niż pisać. Niestety mój ogrodowy blog też potrzebuje pisania i muszę sobie jakoś radzić. serdeczności 🙂

    1. W większości wypadków to dobra droga, bo pierwsza wersja rzadko kiedy jest dobra 🙂 I chociaż kochamy ten tekst, bo jest przecież NASZ, to trzeba go traktować ostro.

  4. Pomysł rodzi się w sekundę 😉 wystarczy mi moment. Potem idę do gabinetu i kreślę pojedyncze literki, co trwa mniej więcej 30 kroków wskazówki zegarowej. Na koniec zamykam się w ciemnej piwnicy i pracuję nad dziełem, czasem 2h, czasem kilka dni. Bo zawsze jest toyota, a ma wyjechać lexus 😉 Pozdrawiam wszystkich architektów światów 😉

  5. ho ho! chciałbym mieć łatwość w pisaniu- siadam, piszę i jest. Niestety nie jest tak. Masa poprawek, zmian, wykasowań i krew czasem zalewa, że się to nie klei 🙂

  6. Rozumiem, o czym piszesz, sama to przeżywam. Zwłaszcza zapominanie, o czym były pierwsze rozdziały, gdy powieść pisze się rok lub dwa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *