W tym miesiącu mam dla Was wywiad z kimś, kto zajmuje się czymś, co jest częścią mojego zawodu marzeń (drugiego w kolejce, ale ten pierwszy dopiero raczkuje i raczej nie dożyję jego rozkwitu). A dodatkowo jest pisarką. Poznajcie #drogapisarza Patrycji Świeczkowskiej.
1. Jakie były Twoje literackie początki?
Zaczęłam pisać w wieku około ośmiu lat. Moje opowiadanie w odcinkach ukazywało się w naszej gazetce klasowej i wielu osobom bardzo się podobało. Prosili o więcej. Wtedy zrozumiałam, że to jest chyba to, co chcę robić w życiu. Chcę pisać.
W podstawówce pisałam bardzo dużo, głównie wierszy. Stworzyłam opowiadanie po angielsku na konkurs, w którym zajęłam bodajże drugie czy trzecie miejsce. W trzeciej klasie napisałam bardzo długi wiersz na Dzień Kobiet, który obejmował wszystkie panie pracujące w naszej szkole na wszelkich stanowiskach i został odczytany na apelu. W międzyczasie uczęszczałam do Klubu Młodych Poetów w lokalnym domu kultury. Rymowanki sprawiały mi radość, ale po latach uznałam, że nie tędy dla mnie droga. W wieku 14 lat zabrałam się za pisanie powieści i od tej pory już przy tym zostałam.
2. Pamiętasz swój pierwszy tekst? Zacytujesz fragment?
Moim pierwszym dziełem było opowiadanie o tytule “Zaczarowana Piaskownica”, którego bohaterkami były moje dwie przyjaciółki. Pewnego dnia bawiły się w tytułowej piaskownicy i nagle zostały przeniesione do świata zamieszkanego przez sztućce. Przewodził im Widelec Wielki i jego żona Łyżka Piękna… ale niestety więcej nie pamiętam 🙂 Chyba była jakaś wojna albo przynajmniej poważny konflikt, ale nie wiem już z kim i jak to się miało skończyć. Zresztą nigdy nie dokończyłam tej historii na papierze; wątek urwał mi się gdzieś w połowie i przestałam to pisać.
Bardzo mi przykro, że nie mogę zacytować – sama z ochotą bym poczytała swoje dziecięce wypociny! – ale opowiadanie zostało w jakimś zeszycie z podstawówki i nawet nie wiem, gdzie mogłabym zacząć go szukać. W ogóle wiele moich tekstów zostało w różnych zeszytach – miałam osobne do powieści, osobne do opowiadań i osobne do fanfików – których niestety przy sobie nie mam. Często za nimi tęsknię 😞
3. Jak wygląda Twój pisarski dzień?
Raczej nie miewam “pisarskiego dnia”, gdyż oprócz pisania zajmuję się wieloma innymi rzeczami – obecnie głównie studiami doktoranckimi. Więc raczej jest to “kilka godzin pisania” albo “wieczór pisania”. Jeśli jest to wieczór, to przyciemniam światło, siadam przed komputerem z herbatą i piszę. W zeszłym roku przyjęłam metodę pisania 500 słów dziennie, która okazała się bardzo efektywna i dzięki niej skończyłam powieść. Czasem w trakcie pisania muszę wstać i pochodzić po pokoju, żeby rozruszać mózg i wymyślić lepsze zdanie albo zakończenie sceny. Oprócz tego zdarza mi się imitować miny i gesty, które wykonują moi bohaterowie; dzięki temu łatwiej mi jest je opisać. Z tego powodu najlepiej pisze mi się, gdy jestem sama i nikt nie jest narażony na moje wygłupy 🙂
Niedawno odkryłam też inną ciekawą metodę. Otóż okazuje się, że pisanie idzie świetnie, jeśli jednocześnie robi się na drutach! Wystarczy napisać jedno-dwa zdania i zastanawiając się nad następnym przerobić kilka kolejnych oczek. Mam wrażenie, że praca rąk pomaga mi się skupić i być bardziej kreatywną. Obecnie piszę w ten sposób opowiadanie i jestem zachwycona efektami. Nie spodziewałam się, że tak doskonale się to uda!
4. Kto cię inspiruje?
Inspirację czerpię z różnych źródeł. Czasem są to filmy, czasem życie codzienne. Do napisania mojej powieści, którą zamierzam zadebiutować, popchnęła mnie jedna z serii anime (“Ayashi no Ceres”, jeśli ktoś kojarzy). Do pisania opowiadania w odcinkach “Obóz integracyjny”, które ukazuje się obecnie na mojej stronie, zainspirowało mnie moje własne życie licealne. Doktorancka wersja “Mam tę moc” powstała, bo… jestem doktorantką 😉 Czasami zdarza mi się też wybrać pojedyncze wątki lub sposób poprowadzenia sceny z oglądanych seriali. Zwracam uwagę na to, co mi się podoba i co mnie porusza, a potem staram się odtworzyć to w swojej własnej twórczości.
Inspiruje mnie też mój chłopak. Na poczekaniu potrafi wymyślić tak niesamowite historie, że kapcie spadają 🙂 Chciałabym być tak kreatywna jak on.
5. Self-publishing czy tradycyjne wydawnictwo?
Gdybyś zapytała jeszcze rok temu, bez wahania odpowiedziałabym: self-publishing. Od wielu lat śledzę sytuację na rynku, orientuję się w platformach self-publishingowych i kalkuluję finanse. Zdaję sobie sprawę ze wszystkich minusów, jakie niesie ze sobą self-pub, jak również z tych, które ma tradycyjne wydawnictwo. Do self-pubu przekonał mnie głównie brak konieczności podpisywania umowy o przeniesienie praw autorskich. Nie zniosłabym, gdyby ktoś grzebał mi w mojej powieści bez mojej zgody. Ostatnio jednak zaczęłam zastanawiać się nad zwykłym wydawnictwem, ponieważ na własnej skórze doświadczyłam, jak trudno jest się przebić na rynek samodzielnie. Zobaczymy. Jestem na etapie rozważania różnych opcji. Jeśli umowa z wydawnictwem tradycyjnym byłaby rozsądnie korzystna, to jestem gotowa pójść w tę stronę. Jeśli jednak propozycja będzie kiepska – a przecież często tak bywa w przypadku debiutantów – to zostanę przy moim pierwotnym planie self-publishingu.
Plus: Gdzie można Cię znaleźć w sieci
Mam swoją stronę autorską www.zeszytymaryny.pl, na której można znaleźć również mój blog. Mam też fanpage na Facebooku, gdzie zawsze umieszczam linki do najnowszych treści na stronie, oraz Instagram, który jest o wiele luźniejszy tematycznie i można tam podziwiać zdjęcia z Japonii (gdzie aktualnie mieszkam) albo moje robótki na drutach.
– Facebook: https://www.facebook.com/ZeszytyMaryny/
– Instagram: https://www.instagram.com/maryna.z.zeszytami/
Dziękuję, Patrycjo za odpowiedzi, a Was zachęcam do odwiedzenia jej strony, zwłaszcza tych, których interesuje sztuczna inteligencja i to, czy komputer może zostać pisarzem.