Spędzanie czasu przed Netflixem idzie u mnie pełną parą. Uwielbiam funkcję “odtwarzaj następny”, ale jest jeden minus. Gdy po kilku odcinkach wyświetla się komunikat: “Czy dalej oglądasz?” Tak. Oglądam, ale mając niemowlaka na rękach, nie mam jak wcisnąć guzika. Na szczęście na smartfonie nie zauważyłam tej opcji, więc wszystkie sesje “tul mnie mamo, bo (wstaw cokolwiek) i chcę spać” nie dłużą mi się jakoś szczególnie… O ile nie zapomnę słuchawek.
Netflix i adaptacje komiksów
Jakąś szczególną fanką graphic novels nigdy nie byłam. Jak każda nastolatka miałam momenty, które pozwalały mi w miesiąc poznać jakąś całą serię, jej twórców, ciekawostki z życia twórców, które wpłynęły na fabułę, wszystko możliwe spin-offy i twórczość fanów (było to w czasach raczkującego internetu, do którego dostęp miałam tylko w szkole albo w środku nocy w domu – kto zna ten dźwięk?). Potem przyszły inne tematy i jakoś tak geekowanie mi się rozmyło. Co nie zmienia faktu, że doceniam dobry rysunek i dobrą fabułę, zwłaszcza jeśli występują razem.
Z Netflixa korzystam stosunkowo niedługo, moja lista jest obszerna i nie sądzę, żebym kiedykolwiek zdołała ją całą przejść. Kilka z pozycji komiksowych mnie ominęło, na niektóre nawet nie zamierzałam spojrzeć, a inne odrzuciły mnie po połowie pilota. Ale umówmy się, mam specyficzny gust. NIE PODOBA mi się Stranger Things. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam zwiastun Titans zastanawiałam się długo. Jarać się czy nawet nie zerknąć?
Skąd ja tych Tytanów znam
Wrócę to mojego geekowania. Jako dzieciak byłam takim szczęśliwcem, że miałam telewizję satelitarną (co wcale nie było takie oczywiste i powszechne) i namiętnie oglądałam Cartoon Network. Jako stara baba, gdy sama zaczęłam opłacać rachunki za satelitę wróciłam do swojego ukochanego kanału. Jak mi było źle z tym, że wszystko jest po polsku, a nawet przestawienie języka starcza raptem do pierwszego bloku reklamowego, bo potem wszystko wraca “do normy”… Ale tam też odkryłam Młodych Tytanów (Akcja!). Tak bzdurna parodia, że aż miło się ją oglądało wieczorem po robocie. Tak parodia, bo była jeszcze wersja, którą parodiowała i którą odkryłam dopiero później.
O tym, że obie wersje są z DC coś tam wiedziałam, ale nie na tyle, żeby się oburzać parodią, bo “co oni zrobili z moimi ulubionymi postaciami?”. Dlatego stwierdziłam, że dam Netflixowi szansę (mają perełki i niewypały i ciężko mi było coś dobrać pod siebie) i zabiję czas oglądając ich Titans.
Tacy mrockni ci Tytani, zupełnie jak z DC
Kojarzycie Deadpoola 2 i jego komentarz do Cable’a? Do cartoonowych Tytanów byłam przyzwyczajona i byli dla mnie zabawni, wręcz żenująco śmieszni. A tu taki Mroczny Rycerz. Nie, żebym była zawiedziona, w sumie to mi się podobała wersja Robina, którą zaprezentował Brenton Thwaites. Tak psycho-fankowo nawet. Może trochę nie przypadło mi do gustu bycie emo-nastolatką Raven czy tam Rachel.
Bo to zła Gwiazdka była
Wielu wśród moich znajomych, co ciekawie są to sami panowie (nie poszukuję trendu, bo grupa nie jest reprezentatywna), ma straszne problemy z Anną Diop grającą Starfire. Choć nie są w stanie doprecyzować, co im się konkretnie nie podoba. A ja jestem zachwycona. I sceną wprowadzającą postać i revealem pod koniec.
Tempo, tempo, tempo
Pewnie większość z was już Titans obejrzała. Dla tych, co się zastanawiają mam krótkie podsumowanie (bez spojlerów). Jeśli lubicie filmy DC, to zobaczcie. Jeśli macie wolny czas i naprawdę nic do oglądania na Netflixie, to zobaczcie. Ale jeśli lubicie długą fabułę, gdzie każde szczegóły zakończenia można dostrzec już w pierwszym odcinku, to się zawiedziecie. Bo niby tak, niby wiadomo do czego całość zmierza, ale jakoś tak… Meh. Gdy obejrzałam zakończenie, to miałam poczucie “O, znowu?”. Ja wiem, ciężko wymyślić koło na nowo i nie dlatego ogląda się seriale. Dałam Tytanom szansę, ale do drugiego sezonu chyba nie wrócę, bo kontynuacja tego zakończenia będzie kolejną nudą.
Miałam ten wpis połączyć ze swoimi wrażeniami po Umbrella Academy, ale przy tym drugim wyszło mi tyle tekstu, że stwierdziłam, że podzielę. No i teraz zapatruję się na nowy sezon Sabriny. O pierwszym pisałam w tym poście.