Pogoda taka, jak to w obecnym klimacie, więc wracam trochę myślami do ładniejszych temperatur. Kolejny zadanie z wyzwania u Piszę, bo chcę. Dialog.
Swoją drogą to minął ponad tydzień Preptobera, a ja nie ruszyłam z przygotowaniami. Dalej obijam się po notatkach… Listopad będzie ciężki.
Wakacje
– Ale dzisiaj parno, co nie? Można? – starszy mężczyzna wskazał na okno.
Siedzący naprzeciwko niego młodzieniec mruknął i zatopił się w książce.
– Duże dziś opóźnienie… – staruszek ponownie zagaił, gdy pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Na łące za oknem pasło się stado saren, żadna nawet nie zwróciła uwagi na chodzącego wzdłuż składu konduktora.
– Ano…- odburknął ten drugi i wcisnął nos w książkę jeszcze głębiej.
– Żona mnie wysłała do sanatorium – nie dawał za wygraną ten pierwszy. – Żebym powdychał jodu. Ale latem, to przecież tego jodu prawie nie ma!
– No nie ma – chłopak rozpaczliwie rozejrzał się po przedziale, trzeci pasażer spał w najlepsze, ani myślał dać się zagadać.
– Dla mnie morze mogłoby nie istnieć, gdyby dało się ten jod przenieść w góry. Te widoki, otwarta przestrzeń i tyle kolorów w dolinach! Nie co ta szara woda. Wszędzie taka sama.
– Nieprawda – za późno ugryzł się w język. Zamknął O’briana i schował do plecaka. Przeczyta później, ale honoru morskich głębin będzie bronił.
Nagle szarpnęło i pociąg ruszył. Starszy pan poderwał się z miejsca.
– Pan wybaczy… prostata – wyszedł, kończąc dyskusję.
Świetny dialog Ci wyszedł. Od razu przypomniałam sobie swoją podróż nad morze, dużo ludzi
wokół i wszyscy wpatrzeni w smartfony.