Planowałam doczekać do północy i od razu z jej wybiciem zacząć pisać. Nie doceniłam swojego zamiłowania do snu…
Z reguły najwięcej czasu na pracę mam podczas pierwszej drzemki Kołdriana, tak też założyłam dzisiaj. Niestety, Kołdrian uznał, że nie mogę się od niego ruszyć i z 2 godzinek na pisanie zostało mi raptem 20 minut.
Kiepski początek – oby potem było lepiej
Twórczemu myśleniu nie sprzyja też pogoda. Nie dość, że jest gorąco, to jeszcze z racji przetaczających się masywów jest ciężko. Ale coś tam napisałam. Coś tam da się nawet przeczytać.
No i przygotowałam też playlistę na Spotify, żeby się nastroić. Jeśli chcecie posłuchać, proszę bardzo:
SZAFIROWA (3.0) – odcinek 2
Bruno poruszył się na konarze. Wilgoć w powietrzu zaczynała dokuczać w kościach, a głód wykręcał żołądek na drugą stronę. Marie nic sobie nie robiła z niewygody i spała wtulona w kępkę mchu. Mężczyzna marzył o gorącej kaszy, którą przygotowywali kupcy.
— Marie, czy myślisz, że trafimy w końcu do obozowiska?
— Nie wiem, czy możemy już wyruszyć dalej — odparła dziewczyna nie otwierając oczu.
— To kiedy będziesz wiedziała? — warknął.
Nie odpowiedziała tylko poprawiła się na mchu. Walnął pięścią w korzeń i wstał.
— Rób sobie co chcesz, ja stąd idę.
— Do zobaczenia.
Przeszedł parę kroków w stronę obozowiska, a gdy się odwrócił, nie widział już dębu i leżącej pod nim dziewczyny. Zacisnął zęby ze złością, ale szedł dalej przed siebie, zdeterminowany, żeby się wydostać. Przyśpieszył kroku i przedzierał się przez coraz większe zarośla. Gałęzie zaczepiały mu się o tunikę, liście wpadały za kołnierz. Zaczął biec. Leżące gałęzie i powalone drzewa zmusiły go do przeskakiwania.
Po dłuższej chwili, gdy zdążył stracić rachubę czasu, wyszedł na polanę. Cała była skąpana we mgle. Nie dostrzegł palącego się ogniska. Wyszedł na środek.
— Jest tu kto? — krzyknął dość głośno.
Odpowiedziało mu jedynie cykanie świerszczy.
Obszedł dokładnie łączkę z każdej strony, szukając choćby wypalonego ogniska, ale nic nie znalazł, a mgła gęstniała coraz bardziej. Po przejściu polany po raz trzeci doszedł do wniosku, że musiał natrafić na jakąś inną. Nie znalazł przy niej żadnej ścieżki prowadzącej na główny szlak. Nie znalazł też miejsca, z którego wyszedł z lasu. Spojrzał na niebo. Do świtu zostało jeszcze kilka godzin w zimnie i chłodzie.
Zaczął szukać schronienia na skraju lasu, gdy usłyszał warkot od strony mgły. Powoli wyciągnął miecz i rozejrzał się, szukając naturalnej osłony. Warkot ucichł i przez dłuższą chwilę słyszał tylko swój miarowy oddech. Czekał w napięciu na jakikolwiek szelest czy poruszenie jednak na polanie było nienaturalnie cicho, a złowroga mgła zdawała się gęstnieć coraz bardziej…
Ciekawi dalszego ciągu ? Śledźcie ten link.
Mgła gęstnieje jak fabuła. Ciekawa jestem, co dalej. Na szczęście przede mną kolejne jeszcze nieprzeczytane odcinki.
Idzie Ci dobrze. Oby tak dalej.