Półmetek akcji i stwierdziłam, że to dobry moment na krótkie podsumowanie.
Miałam zbyt ambitne plany do swoich możliwości jeśli chodzi o całą akcję. I o ile siedząc w domu i mając komputer pod ręką jakoś dawałam radę napisać i przygotować codziennie notkę na bloga, o tyle na wyjeździe, na komórce i bez internetu (zasięg mam tylko na deptaku) jest to bardzo trudne.
Nie porzucam akcji
Zwłaszcza, że niedługo wracam do domu do starego trybu, a jednak chcę dociągnąć projekt do końca. Dopiero 1 sierpnia stwierdzę, czy go ostatecznie porzucam.
Za dużo na blogu
Może i pisać dałabym radę więcej, ale zauważyłam, że taki notkowy spam źle robi statystykom. Niby głupota, bo co ja będę sztukę w ramy wkładać, ale pisanie do ściany mija się z celem, gdy stali czytelnicy idą sobie gdzieś, bo za dużo piszę. Duży wpływ muszą mieć sławetne algorytmoboty. No i odsiew zainteresowań robi swoje. Cały miesiąc na jeden projekt, który nie każdemu podchodzi to za dużo w dobie dzisiejszego poziomu koncentracji Dory z Finding Nemo. Tak, jadę po was, a przynajmniej po tych, którzy i tak tego nie przeczytają, więc ci, co tu doszli mogą się nie obrażać. To nie o was.
Co dalej?
Rozważałam mniejszą częstotliwość postów. Zamiast 7 tygodniowo, publikować coś co drugi dzień. Albo nawet dwa razy w tygodniu, jak dotychczas. A że statystyki lubią mięso to pewnie najbliższe dwa tygodnie potestuję którąś z opcji.
Taki bezsens, zamiast się skupiać na kreatywności, muszę bawić się w analityka. Bo mało kto o tym mówi, ale pisanie to najmniejsza część bycia pisarzem. Zwłaszcza takiego, który nie ma ludzi od promocji.
Na osłodę kamienie szlachetne
Dzisiejszy fragment przysponsorowało załamanie pogody, które walnęło ciśnieniem w sam raz na migrenę. Czyli krótko.
Szafirowa (3.0) – odcinek 14
Przez całą rozmowę dziewczyna nie podniosła głowy. Spała w najlepsze w rogu stolika, opierając się bokiem o kawałek wystającej ze ściany deski. Bruno przyglądał się jej dłuższą chwilę, żeby upewnić się, czy oddycha.
Wszystkie pozostałe odcinki tutaj.