W zeszłym tygodniu zawiesiłam na parę dni pisanie. A potem jak udało mi się znaleźć chwilę, żeby przytulić się do mojego komputera (Kochanie, wróciłam!) spędziłam wolny czas przy nim grając.
Nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało. Od czasu do czasu trzeba trochę się odmóżdżyć… Ale ten czas wcale nie pomógł w Campie. Bo jednak, ta presja, ten czas, który płynie, te nienapisane znaki.
Ostatnie zdanie
Miałam już bardzo złe myśli na temat Szafirowej, ale krótka przerwa pomogła mi poukładać się z tym projektem. A raczej z myślą, że go zarzucam. Bo niestety minęły czasy elfów. Napisałam JEDNO zdanie od zeszłego tygodnia. I to zdanie wisi sobie te kilka dni, czekając na moją dobrą wolę.
Ale jej nie będzie. Starczy mi elfiego cudaka i marudnego wojownika. Trzeba iść do przodu, pisać nowe rzeczy. Prawdopodobnie w tym roku wykończę (pozytywnie lub negatywnie) jeszcze jeden duży projekt, a może nawet dwa. Wisi ich mi na głowie, oprócz Szafirowej, cztery, więc jest co zabijać.
Żeby nie przedłużać. Poniżej ostatnie zdanie Szafirowej. Od następnego wpisu wracam ze standardową “ramówką”, opowiadania, recenzje i PANIK.
Szafirowa (3.0) – odcinek 15
Dopiero, gdy gość odszedł od stołu podniosła głowę.
Więcej o projekcie tutaj.
A może jednak wrócisz po jakimś czasie już bez presji pisania codziennie? Nigdy nic nie wiadomo.
Ten Camp miał być ostatnim dzwonkiem dla tego projektu. Straciłam kompletnie do niego serce. Wiadomo, nie usunę plików z dysku, ale raczej nie będę do nich zaglądać.