Dziś mam kolejny tekst z serii “ćwiczenie literackie”. Jakoś na własne pomysły nie mam za bardzo głowy. Jeszcze mi brakuje tej rozgrzewki.
Dzisiejsze ćwiczenie polegało na opisaniu ważnej rzeczy z dzieciństwa, czemu jest ważna, co się z nią dzieje teraz.
“Grająca”
Gdy byłam mała, nawet nie pamiętam jak bardzo, w parku Sowińskiego znalazłam lalkę z pozytywką. Leżała sobie pod drzewem trochę przybrudzona kurzem. Pozytywka nie działała, a lalka miała trochę wykręcone rączki, ale od tamtej pory była moją ukochaną lalką. W końcu sama ją znalazłam. Niestety dzieci bardzo często gubią zabawki. Stało się tak samo w moim przypadku. Do tej pory pamiętam tę traumę. Razem z kuzynem bawiliśmy się na trzepaku i zawołała nas jego mama na obiad. Złapał mnie za rękaw i zaciągnął na ten cholerny obiad przy okazji strasząc, że znowu zatnie się winda i będziemy głodni do wieczora, bo nikt nam nie pomoże. A moja najukochańsza lalka została pod trzepakiem.
Gdy udało mi się wrócić po nią, zniknęła. Ale to nie koniec tej historii. Wielu rodziców przezornie kupuje po kilka sztuk tej samej zabawki, żeby mieć potem “z głowy”. Ot, wyjmują z szafy kolejnego pluszaka i dziecko zapomina, że zgubiło. Problem jest wtedy, gdy producent przestaje taką zabawkę produkować. Ale co w przypadku zabawki znalezionej? Nowa zawsze będzie nowa i inna.
U mnie historia lalki swój finał miała na wakacjach, podczas wyjazdu nad morze. Cały czas pamiętałam traumę po stracie ukochanej, byłam wtedy z dziadkami, a Bałtyk jak zwykle zakwitł sinicami, więc nawet woda nie była w stanie uśmierzyć mój ból. To było po południu, siedzieliśmy na skarpie podziwiając morze z góry. Taki mały piknik przed kolacją. Dziadek poszedł do pokoju po picie, bo się skończyło, a wrócił z: moją ukochaną lalką, moim tatą, który akurat był w okolicy i postanowił nas odwiedzić, bo miał moją ukochaną lalkę. I teraz zagadka logiczna – ile było lalek?
Dziadek przypadkiem znalazł w sklepie taką samą lalkę jak moja i ją postanowił kupić. A tata przyjechał z drugą. Obie były nowe z działającymi pozytywkami. Nie były moją lalką, ale puściłam dorosłym takie faux pas mimo uszu, bo w sumie babcia przygotowała moje ulubione ciasto.
Jedna z nowych lalek poszła w świat, bo ją oddałam, a druga obecnie leży pod ciężarówką i może będzie miała równie fascynującą historię za wiele lat.