Nienawidzę swojego głosu. Wydaje mi się dziecinny (no dobrze, nie wydaje, wszyscy twierdzą, że taki jest), a jeszcze świadomość, że jest mój dodatkowo mnie irytuje.
Jeśli nie masz dobrego redaktora pod ręką, czeka cię męka.
Bo naprawdę nie ma lepszej metody na poprawki, jak czytanie własnego tekstu na głos. A jeszcze jak kompletnie nie potrafisz ze swojego głosu korzystać, to przeczytasz może pół rozdziału w jeden wieczór, a potem będziesz leczyć pijacką chrypę. Ja nie potrafię, czytam – poprawiając od razu – dwie strony i głos gdzieś znika. A markowanie czytania nie daje efektów. Wychodzi wtedy markowanie poprawek, czyli wszystko brzmi ślicznie, zostawiamy i jedziemy dalej.
Ale powiedzmy, że udało ci się przebrnąć już przez nienawiść do swoich strun głosowych, masz zapas wody i najlepiej mieszkasz w pustelni ze świadomością najbliższych odwiedzin za rok. Albo w przypadku braku pustelni, zakładasz domownikom słuchawki na uszy, żeby cię nie słyszeli i idziesz na drugi koniec domu, żeby zacząć pracę. Zaczynasz pierwsze zdanie i od razu dostajesz zadyszki. Gdzie te cholerne przecinki?
Tak, najlepszym sposobem na sprawdzenie interpunkcji jest właśnie czytanie na głos.
Jeśli brakuje ci tlenu, a czytasz normalnym tempem, pamiętając o robieniu przerw, to znaczy, że interpunkcja leży. Wstawiasz więc kreseczki czerwonym mazakiem i czytasz jeszcze raz to samo zdanie. I znowu coś się język zaplątał – bo przeczytanie ciągiem „zacisnął zęby dusząc frustrację, co wzmagało jej skonfundowanie” kończy się opluciem. Na szczęście, z powodu przeziębienia, chusteczki są pod ręką. Ocierasz ślady walki z twarzy. I zaczynasz rozmowę z kimś inteligentnym – w sensie monolog. Dochodzicie w końcu do konsensu… porozumienia 😉 i udało się. Pierwsze zdanie da się przeczytać. Nawet wiadomo, o co w nim chodzi.
To teraz zrób to samo z wszystkimi pozostałymi. Powodzenia.
Po długich walkach, stracie głosu na cały dzień, pomazaniu się czerwonym cienkopisem – brawo, wyglądasz jak pięciolatek, który dorwał się do piórnika starszego rodzeństwa – masz już wszystkie swoje uwagi.
To teraz je wprowadź do dokumentu z tekstem. Czemu tych znaków jest tyle? I czemu ten ekran tak świeci? A może jednak to zdanie lepiej wygląda w oryginale? Stop. Przeczytaj na głos. Widzisz? Wcale nie wygląda lepiej. Poprawiaj. O, a tu też coś trzeba poprawić. To popraw.
Gotowe, nie? To teraz – o ile nie korzystasz od razu (a jak wiemy z przykrych doświadczeń, jest to niewskazane) – włączaj sprawdzanie pisowni. A co to za dziwny znak jest? Jak się go w ogóle robi na klawiaturze? Tajniki wpisywania symboli znają tylko koty biegnące po klawiaturze, bo potrafią je odtwarzać. Tobie się udało odpowiednio oprzeć palce na alcie z innym shiftem podczas przepisywania uwag. W kolejnym zdaniu coś złego stało się za to z polską pisownią. Aj. No nic, poprawiamy dalej.
No dobra. Teraz to wygląda po polsku. To co teraz?
Teraz czytaj jeszcze raz. Na głos.
K.A.K-C
Ja też stosuję metodę czytania na głos. Zaskakujące, jakie człowiek farmazony czasem słyszy… 😉
Prawda? A na ekranie to wszystko wydaje się takie sensowne 🙂
Czytanie na głos to jeden ze zdecydowanie najlepszych sposobów na pisanie 🙂 Kiedyś budowałam potwornie długie i skomplikowane zdania. Od kiedy czytam moje wypociny 😉 na głos usprawniłam pisanie.
Ja strasznie długo próbowałam się do niego przekonać – a to był błąd, ile mi oszczędziło pracy takie zwykłe przeczytanie 🙂
I bez czytania na głos wiem, że moja interpunkcja leży 😀
dla mnie to czarna magia
O tak czytanie na głos bardzo pomaga. 🙂
Ciekawe porady, u mnie jednak problem leży gdzie indziej. Nie wiem czemu mam ogromną nieprzyjemność w czytaniu własnych tekstów. Przynajmniej na bieżąco. Po jakimś czasie, gdy już nie kojarzę konkretnych zdań, jest to nawet przyjemne. Ale w pierwszym odruchu mam jakąś awersję. Dlatego podtykam mężowi teksty do korekty 🙂
A to całkiem zdrowy odruch, bo tak właściwie, to nie powinno się poprawiać tekstu od razu, póki jest świeży w pamięci, bo może dalej brzmieć “jak trzeba” – zwłaszcza w przypadku skrótów myślowych.
ja ciągle czytam na głoś, nie tylko swoje wpisy zanim je opublikuję, ale także książeczki dzieciom. Nie znoszę swojego głosu- wydaje mi się, że jest taki jakiś męski… jeszcze bardziej nie lubię siebie słuchać, np na filmikach- jeszcze brzmi gorzej 😉
Popatrz na swój głos inaczej: łatwiej ci odgrywać różne postacie w historiach dla dzieci 🙂
O, to ciekawe. Ja nie jestem, co prawda pisarką, ale piszę blog, muszę spróbować z ciekawości 🙂
Czytam za to często dzieciom i rzeczywiście zdarza mi się, że się zapowietrzam i nie udaje mi się doczytać zdania do końca. Myślałam, że po prostu nie potrafię dobrze czytać.
Fajny tekst.