– Gdzie idziesz?
– Na zakupy. Będę wieczorem, to trochę potrwa.
Zamknęłam drzwi od szafy i zanurkowałam pod wieszaki. Pomiędzy sukienką w grochy a zimowym płaszczem znalazłam otwór na monety. Wrzuciłam do środka jeden grosz i pchnęłam ściankę. Materiałowe baleriny od razu zmoczyły się od rosy, która wiecznie leżała w wysokiej trawie.
– Dzień dobry, panie muchomorze – przywitałam się z przewodnikiem przysypiającym pod powykręcaną sosną. – Duży dziś ruch?
– A gdzieżby – poprawił kapelusz i otrzepał się z igliwia. – Raptem jedna starsza pani i nastolatek. Jak jest wolne, to wolą inne krainy. Co ty tu robisz? Przecież bywasz u nas tylko w maju.
– Nieprawda. Czasem też zimą, jak mi brakuje słońca. Muszę dokończyć opowieść, a wątki mi się poplątały.
Muchomor pokiwał głową i wskazał pomiędzy drzewa. Słoneczną ścieżkę przesłoniła mgła.
– Mam nadzieję, że znowu nie horror – wzdrygnął się.
Nie odpowiedziałam i ruszyliśmy w głąb lasu. Po kilkunastu metrach zatrzymaliśmy się. Zgodnie z poleceniem zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć od dziesięciu. Przy pięciu poczułam zapach starego kurzu, przy dwóch zrobiło się cieplej i ciemniej.
– Jesteśmy na miejscu – poinformował mnie przewodnik.
Otworzyłam oczy. Chatka w lesie nic się nie zmieniła. Ten sam, zarośnięty mchem dach, małe okienka i drzwi. Otworzyły się i mogłam wejść do środka.
– Ja tu poczekam, bo coś czuję, że wybierzesz jakiegoś dzikusa.
W środku kłębiły się pomysły. Część wylegiwała się na dywanie na środku i musiałam ostrożnie nad nimi przeskakiwać, żeby któremuś nie nadepnąć na ogon albo nie uszkodzić skrzydełek. Najbardziej rozbrykane ganiały się na żyrandolu u powały. Tylko kilka siedziało grzecznie na półkach, ale te nie pasowały do mojej opowieści.
– O, dzień dobry! Nie sądziłam, że do nas tak szybko zawitasz – przywitała mnie sowa. Jedna z właścicielek jedenastu sklepików z pomysłami należących do “sieci pomysłów”. – Czego dziś szukasz?
Rozejrzałam się po pomysłach. Kilka skryło się za fotelem, wyraźnie nie miały ochoty do mnie trafić.
– Utknęłam i potrzebuję mocnego zwrotu akcji.
Sowa zahukała wesoło.
– Mocnego? Akurat mamy świeżą dostawę, ale uważaj, bo potrafią pogryźć.
Wskazała mi na skrzynię stojącą przy wysokiej lampie.
– Jeszcze nie skatalogowane, ale stałej klientce mogę sprzedać jeden pomysł.
Zerknęłam do portfelika.
– Mam trzy sny, jeden z wczorajszego dnia, gdy byłam na wycieczce, więc dużo się dzieje. Drugi jest o lataniu, muszę przestać je produkować, bo chyba macie ich już za dużo ode mnie…
– Nie, nie, ostatnio mało ludzi pamięta jak się lata. Zwłaszcza w twoim wieku, więc twoje latanie jest zawsze w cenie. A ten trzeci?
Zastanowiłam się przyglądając zwiniętemu marzeniu sennemu.
– Wygląda na zalążek fabuły i chciałam spróbować sama przerobić go na pomysł… – przyznałam ze wstydem. – Ale to nie znaczy, że teraz będę sama produkować pomysły! Nigdzie tak ciekawych jak u was nie znajdę.
Sowa znowu się zaśmiała i podfrunęła do skrzyni.
– W to nie wątpię – powiedziała i skrzynia się otworzyła.
Wewnątrz syczało kłębowisko pomysłów, a wnętrze skrzyni było całe podrapane.
– Wybierz jeden w zamian za sen o lataniu i nakarm go w domu tym ostatnim snem, zobaczysz jak urośnie. Tylko uważaj, bo te są wyjątkowo jadowite.
Trzy rodzaje śmierci głównego bohatera patrzyły na mnie hipnotyzująco. Już miałam wybrać jedną z nich, gdy moją uwagę zwrócił najmniejszy z pomysłów, wciśnięty w róg i trochę wystraszony. Sięgnęłam po niego, a on niechętnie wskoczył na moją dłoń.
Sowa pokiwała głową z uznaniem.
– Masz dobre oko. Pisanie potrwa z nim trochę dłużej, ale będzie warto. Tylko pamiętaj o nakarmieniu go, bo się nie rozwinie jak trzeba.
Zapłaciłam i wróciłam z pomysłem do domu.
Chętnie dostarczę troszkę pomysłów do sklepiku 🙂
Duża wyobraźnia i oryginalność – super 😉
Aż się ciśnie pytanie „Jaki to pomysł? No jaki??!” 🙂 Super!