Długo się zastanawiałam, czy wziąć udział w tegorocznym NaNo… Miałam kilka pomysłów, o czym pisać.
Chciałam coś pisać, bo po ostatnich porażkach mam doła, gdy pomyślę o pisaniu. Miałam znowu ogarniać Oblatywaczy, ale stwierdziłam w końcu, że nie mam za bardzo ani siły ani czasu na tak duże zobowiązanie. Nie będę też w tym roku rebelować – czyli w liczbę znaków wliczać notki na bloga (np. bo są różne rodzaje buntowników). Kolejny pomysł, który poległ, to scenki rodzajowe inspirowane życiem. Napisałam jedną stronę i tak bardzo mi się to to nie podoba, że nawet nie chce mi się otwierać dokumentu, żeby wykasować tekst.
Jest jeszcze jedna szansa. Wszelkie możliwe “wyzwania” i na podstawie nich teksty, z których może się zbierze tyle słów, ile trzeba. Mam taką bandę bohaterów do wynajęcia, których wykorzystuję do rozpisywania. Od dawna do nich nie zaglądałam. Może doczekają się wreszcie pełnoprawnej fabuły?
Trzymajcie kciuki.