Mamy już… 9 grudnia, a ja dopiero teraz zasiadam z myślami nad tym, co się… zadziało podczas mojego NaNo.
I to nie jest tak, że nie znalazłabym chwili wcześniej. Po prostu jakoś tak prokrastynacja mnie dopadła i nie chciało mi się nic napisać.
Trochę tego jest, ale dalej nie koniec
Oblatywacze to mój ukochany projekt, nad którym siedzę już bardzo długo, do tego stopnia, że znam wszystkie wydarzenia polityczne na przestrzeni trzystu lat, które doprowadziły do rozwoju cywilizacji do tego stopnia jaki jest w fabule.
Ale jakoś do tej pory nie miałam wizji, jak konkretnie ma wyglądać powieść w nim osadzona. Bo historii tam jest tak wiele, że tylko jakaś gruba antologia miałaby sens. Z takim podejściem zaczynałam 1 listopada.
I stało się coś dziwnego, bo wyklarowała mi się zupełnie inna wersja historii. Bohaterowie pozamieniali się rolami – antagoniści z protagonistami. A mimo to, niektóre sceny z poprzednich wersji dalej pasują.
Dalej pracuję
Mam prawie całość poskładaną. Jeszcze czeka mnie kilka poprawek, ale wygląda to obiecująco. Myślę, że do marca będzie wersja odpowiednia na NaNoEdMo.
To co jest nie tak?
Przez cały miesiąc próbowałam się dostać na WiPa. Spotkać z ludźmi. Przedyskutować z kimś pomysły… Miałam też robić regularne aktualizacje na blogu i smach. Może w przyszłym roku…